2015/09/12

Mała przerwa

Oj, ale sobie zrobiłam przerwę w pisaniu. Przyznam szczerze, że całkowicie zapomniałam o pisaniu. Czasami patrząc na moją przeglądarkę widziałam w zakładkach ikonkę z bloga i myślałam 'napiszę coś' ale nigdy nie potrafiłam wymyślić co napisać. Może moje życie jest tak nudne i przewidywalne że nie mam już o czym pisać? Co do tej pory znajdowało się na blogu?
- informacje o moich włosach, a raczej jedno wielkie narzekanie i parę słabej jakości zdjęć
- marudzenie na starych przyjaciół którzy się odwrócili ode mnie
- jakieś 'randomowe' zdjęcia i strzępki informacji że gdzieś byłam, głównie związane z językiem japońskim

Jak tak na to patrze to szczerze mało zachęcające to wyszło. Aż dziwię się że jeszcze ktoś tu zagląda. 

A co zmieniło się od ostatniego posta?
- na włosy nadal mogę narzekać, już nic z nimi nie robię, poza zafarbowaniem sobie straszny odrostów, zdjęcia nie będzie
- przyjaciół straciłam bo się kontakt urwał, jedni powyjeżdżali inni poszli na studia a jeszcze inni znaleźli sobie drugą połówkę. Zresztą sama dałam im wszystkim powód do zerwania kontaktów. Chyba za dużo chciałam od nich, chciałam żeby ktoś mnie zrozumiał.
- nawet mi się nie chce już wrzucać zdjęć i opisywać że coś widziałam, robiłam

No to wracając do tego co robiłam zawsze, od kwietna nie wiele się działo. 

Zorganizowałam zakończenie z japońskiego, może nie całe ale przyczyniłam się w dużej mierze do tego. Poskładałam 1900 sztuk żurawi, które zawisły w całym korytarzu i była jakakolwiek dekoracja w tym roku. Rozdzieliłam ludzi  zajęć, każdy miał jakieś zajęcie i pilnowałam tego na matsuri - chociaż część się nie słuchała niestety. Przygotowałam od podstaw przedstawienie - zebrałam ludzi, napisałam cały skrypt, przygotowałam dla niektórych stroje i pilnowałam każdej próby. A co jest najlepsze za całą pracę w to włożoną nie usłyszałam nawet dziękuję, wręcz parę osób miało do mnie pretensje że można było inaczej to zrobić.

Przez wakacje nic wielkiego się nie wydarzyło tylko odwołali kontent na który chciałam jechać, straciłam pracę i prawie nie wyprowadziłam się z mieszkania.

Z pracą to była jedna wielka komedia, nie przedłużono mi umowy bo jakaś siksa marudziła szefowi że nie można ze mną pracować. No fakt nie można jak robiłam z nią na jednej zmianie to przez 12 bite godzin musiałam stać przy kasie kiedy ona czytała sobie gazety i zawsze krzywo na mnie patrzała. No i jeszcze to ze zawsze miałam największą sprzedaż - potrafiłam wszystko sprzedać. Żeby było mało to na głupie świadectwo prazy czekałam tylko równe trzy tygodnie. Wczoraj się dowiedziałam że od mojego odejścia zmieniła się ekipa ludzi już dwukrotnie. Nie żałuję że już tam nie pracuję. Znalazłam lepszą pracę, bliżej domu i nowy szef jest przede wszystkim człowiekiem. Dziwne to dla mnie uczucie, nigdy do tej pory nie spotkałam się z traktowaniem po ludzku w pracy. 

Przez małe zawirowania z pracą pokłóciłam się porządnie ze współlokatorką i prawie się wyprowadziłam, na szczęście już się dogadałyśmy i jest dobrze. Teraz mieszkamy w jednym pokoju bo na cały wrzesień przyjechali do nas Japończycy. Para emerytów która nie ma co zrobić z czasem i jeżdżą sobie po świecie. Z czego ona uczyła mnie jakieś 5 lat temu japońskiego i pamiętała mnie. Jedno czego się nauczyłam to to że nie zapraszać do siebie więcej starszych Japończyków. W ciągu jednego tygodnia zużyli tyle wody ile ja razem ze współlokatorką przez cały miesiąc i obawiam się że oni się dopiero rozkręcają. Zobaczymy pod koniec miesiąca.

Też pierwszego września przyjechał sensei z żoną, który będzie uczyć japońskiego w tym roku. Szkoda tylko że sytuacja w centrum kultury jest tak tragiczna że chce się płakać. Widzę jak kultura umiera w tym budynku, a wszytko przez nową dyrektorkę która nie nadaje się na to stanowisko. Brak mi słów. 

Na koniec dodam iż coraz częściej tęsknię za starymi czasami kiedy spotykałam się ze znajomymi i razem spendzaliśmy czas. Zaczyna mi tego strasznie brakować, zwłaszcza teraz jak widzę że kolejna grupa znajomych zaczyna się rozpadać.