2017/06/20

Upał a moje migdałki

Jest ciepło, bardzo ciepło. No i co mogłam zrobić? A rozchorować się.
Tradycyjnie zaczęło się od migdałków, lekko bolały. Płukanie płynem typu Listerine nie pomogło. Jak tylko dotarłam do pracy nos zmienił się w odkręcony kran, głowa zaczęła boleć a za oczami piekło. Nie wspomnę już, że mam tak wysuszone gardło że prawie mówić nie mogę. Znowu.

I kolejny raz będę się męczyć przez najbliższe dni bo moje kochane migdałki mają być tam gdzie są. Są nie do ruszenia, bo według laryngologa takie powiększone na prawie całe gardło z częstymi anginami ropnymi to normalna rzecz, mam nie dramatyzować i zwykła witamina C powinna mi wystarczyć. Rada lekarza - jeść witaminę C, ale tę w tabletkach, owoców nie jeść bo są złe.
Nadszedł czas na zmianę lekarza, tylko te kolejki.

Że też musi być tak ciepło.

2017/06/19

Co nowego?

Kolejny raz zaszalałam i kupiłam sobie kimono.
Nie takie zwykłe, bo furisode. Część zdjęć 'pożyczone' z internetu.

 

2017/06/18

Kuchenne eksperymenty odcinek pierwszy. Zapiekanka z brokułami

Może zabiorę się za gotowanie?
Meh... Jestem zbyt leniwa. A może jednak.

Od czasu do czasu napada mnie myśl i chęć zrobienia czegoś. Rzadko bo rzadko, ale jak już się uprę to zrobię.

Będąc w pewnym sklepie zobaczyłam brokuła w promocji, w ciągu paru minut do koszyka powędrowały jeszcze ser i śmietana 18%.


Zapiekanka prosta w zrobieniu.
Aż całe dwa kartofle obrałam i podgotowałam (lepsze są na pół surowe). Następnie pokroiłam w talarki. Brokuła też podgotowałam. Kostkę sera starłam, pół odłożyłam a drugie wymieszałam ze śmietaną, dodałam parę kropel wody żeby nie było za gęste.
Teraz zostało wszystko połączyć.

Naczynie żaroodporne wysmarowałam masłem, wyłożyłam pierwszą warstwę z kartofli, następnie brokuł i część potartego sera. Jak już ułożyłam drugą warstwę na samą górę wylałam ser wymieszany ze śmietaną.

Moje dzieło siedziało w nagrzanym do 180 stopni piekarniku aż ser się zarumienił.

Tak wyglądało:


Tak długo zabierałam się do skończenia tego wpisu (ponad dwa tygodnie) że w między czasie zrobiłam drugą zapiekankę. Tym razem użyłam kartofli ugotowanych dzień wcześniej i śmietany 30%:


Obie były dobre, jednak pierwsza wersja wyszła mi chyba lepiej.

2017/06/05

Jak to jest z tą motywacją

Moja motywacja zdechła już dawno temu.
Mam pomysły, plany o czym chcę napisać, ale nie mogę siąść i napisać tego.
Od ponad trzech tygodni piszę jeden wpis, mam tam może cztery zdania napisane i koniec. Blokada się uruchomiła i za nic nie potrafię zabrać się do skończenia tego.
To nie jest rekord jeżeli chodzi o odkładanie rzeczy. Dzisiaj dało mi się schować do szafy dwa płaszcze i wszystkie pary zimowych butów. Tak! Zimowych! Codziennie je widziałam, codziennie myślałam żeby je schować i codziennie nie potrafiłam tego zrobić.
Nie wiem co sprawiło że dzisiaj nastał ten dzień. Może fakt iż w końcu przyszły do mnie zamawiane na początku maja mangi, dosyć dużo (prawie 20 sztuk) a może w drugą stronę i złość powstała z faktu, iż kierowniczka ma do mnie pretensje, że źle oddane gazety i to moja wina a sama zapomina że zwroty gazet ostatnio robiłam z nową osobą, a może to że wszystkie moje plany rekreacyjno-wyjazdowe poszły się bujać z wielu przyczyn i po raz kolejny przekonałam się, że nie ma co liczyć na innych ludzi.
Wisienką na torcie rozbuchanej rozpaczy i smutku jest informacja o pierwszych atrakcjach na konwencie na którym się pojawię. Wszystko fajnie, ale nagle okazje się że są pewne atrakcje które zgłaszałam w marcu i że ktoś inny je prowadzi a ja do tej pory nie dostałam informacji z moimi zgłoszeniami. Dokładniej to chodzi o to iż są to atrakcje rzadko spotykane na konwentach i nie uwierzę że nagle ktoś wpadł na ten sam pomysł co ja i zgłosił to wcześniej. Żeby nie było zgłoszenia wysyłałam w dniu ogłoszenia takiej możliwości. Mogliby chociaż odpisać że dziękują albo coś.
I jak ma się czuć człowiek taki jak ja? Człowiek który zawsze czuje się gorszy, który sam już ze sobą nie wytrzymuje.
Czasami ciężko jest mi zmusić się do zrobienia prostych rzeczy bo nie widzę w nich sensu. 
Łatwiej jest wrzucić takie teksty



To tylko ułamek z tego co dzieje się w mojej głowie


2017/06/04

Co było wczoraj

Miało być o czymś innym.
Ale w dniu wczorajszym było zakończenie zajęć z japońskiego, czyli matsuri.

Nie, nie poszłam na nie. Przecież mam zakaz wstępu do tamtego budynku i zakaz rozmów z Japonką.
Musiałam niestety przejść obok budynku żeby dojść do pracy i oddać klucz który nie będzie mi potrzebny aż do 13 czerwca. Tak, mam wolne.

Przed budynkiem były jakieś trzy stoliki gdzie prawie nikogo nie było. Wracając też rzuciłam okiem. Troszkę było ludzi w środku a i nawet udało mi się zobaczyć z daleka przez okno tę wielką wystawę 'yuokaty'. Jak dobrze widziałam były trzy YUKATY na manekinach i tyle.

Plakat, który miałam na nieszczęście widzieć, był ładny, dopasowany do tematyki większości dostępnych atrakcji, tu nie mogę się doczepić. Doczepić się mogę do tego wielkiego błędu jakiego dopuścili się tworząc plakat, przecież pomagał im człowiek który studiował na uniwersytecie tłumaczenie angielski i japoński z elementami kultury, czy jakoś tak. Nie wiem który geniusz stwierdził że pisze się youkata, wiem, że tak się nie pisze. Ale moje zdanie się nie liczy.

W tym roku. jak wynikało z plakatu, tematyka była bardziej o podróżach i pierwszy raz część z atrakcji była osobno płatna. Także w tym roku nie było rozdania dyplomów i uczniowie nie 'przygotowali' podziękowania dla Sensei w postaci przedstawienia czy czegoś podobnego. Zabrakło tej ważnej rzeczy, która była powodem powstania matsuri. Co ciekawe o godzinie 13, idąc do pracy, widziałam Japonkę, która oddalała się od wydarzenia z inną osobą wyraźnie nie zainteresowana całym wydarzeniem.
Całe to matsuri powstało żeby podziękować osobie która przyjechała aż z Japonii uczyć i pokazać czego uczestnicy się nauczyli przez cały rok. Według plakatu tego nie było tym razem.

Poza oklepanym origami,  kamień papier nożyce, dostępną zieloną herbatą był też konkurs wiedzy o Japonii, znając tego pozbawionego kręgosłupa moralnego gada pytania były te same co w poprzednich latach, a dokładniej te które ja wymyśliłam. Jakby ktoś nie pamiętał przez ostatnie trzy lata też prowadziłam ten konkurs.


To są niestety tylko moje domysły. Nie byłam w środku, nie widziałam co się tam dzieje ale wiem na pewno że dużo zmienili, czy na dobre zobaczymy.

Pewnie już w poniedziałek będą się chwalić jaki to wielki sukces odnieśli.
Dla mnie będzie to banda chamów pozbawiona szacunku dla przestrzeni osobistej drugiego człowieka, nie licząca się z innymi, pracująca w budynku który kulturę ma tylko w nazwie.