2012/04/27

Karuzela uczuć

Już nie wiem co mam myśleć. Jak co tydzień głowę zajmuje mi jedna osoba. Znowu siedzieliśmy po japońskim w B. i było zabawnie. Dowiedziałam się, ze Pan A jedzie z nami pierwszego maja do P. i już się nie mogę doczekać. Cieszę się na ten wyjazd ale i się boję. Zastanawia mnie jedna rzecz. Kto zaczął się już domyślać, ze on mi się podoba. Boję się,że ktoś się domyśli w wygada. Przecież nie mamy ze sobą prawie nic wspólnego. Nasze zainteresowania się tak różnią, że szybko wyczerpały by się tematy do rozmowy a ile też można rozmawiać o szkole. Gubię się w moich uczuciach. Raz chciałabym żeby wiedział a raz myślę, ze jest dobrze tak jak jest czyli radość sprawia mi fakt ze mogę z nim porozmawiać i posiedzieć na lub po japońskim. Już sama nie wiem czego chce. Najlepiej żeby nigdy się o tym nie dowiedział




2012/04/25

I znowu

A już myślałam, ze będzie dobrze. Myliłam się. Znowu dopadły mnie dziwne myśli. Odechciało mi się wszystkiego. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju z moim laptopem i słuchała cały czas muzyki. Na długo mi nie pomogło 'wygadanie' się z problemów.
Już nie ogarniam powoli tego wszystkiego. Znajomi mnie olewają, jakbym była powietrzem. Nikt się nie odezwie. W pracy mnie denerwują. To że jakimś cudem zdałam prawo jazdy nie oznacza że zaraz sama będę jeździła dostawczym autem przez pół Polski sama, ale kierownik chyba tego nie rozumie. Dobra pojadę sama, zgubię się parę razy i rozwalę auto i przy okazji towar. Mam to gdzieś. Niech tylko w końcu zabierze się za swoją robotę bo mam już dosyć robienie tego co mu szef kazał zrobić.

Chciałabym zniknąć, tak po prostu. A jeżeli to nie jest możliwe to żeby przynajmiej przejechała mnie jakaś ciężarówka.



2012/04/23

Zmiany

Dużo się działo przez ostatnie dwa dni. Dowiedziałam się wielu rzeczy. A najważniejsze to w końcu mogłam wyrzucić z siebie wiele rzeczy.
Piątek minął spokojnie. Nie widziałam Pana A na japońskim, miał być potem w B. ale nie przyszedł, był zmęczony. Nie chciałam z nim pisać więc poprosiłam Ł. ale i tak potem pisałam z Panem A. Rozmowa skończyła się na tym ze w tym tygodniu po japońskim idziemy do B. na piwo. Nie wiem, odnoszę czasami wrażenie, że mnie unika. Wysyła sprzeczne sygnały i się gubię. Jak mam sobie dać z nim spokój?
 Jednak pojechałam do G. spotkać się ze znajomymi i dobrze zrobiłam. Wszyscy po kolei mówiliśmy o swoich problemach. Powiedziałam prawie wszystko. Fakt z nadgarstkami zatrzymałam do siebie, oraz parę innych rzeczy.
Usłyszałam też dużo rzeczy o których nie miałam pojęcia. Jedna znajoma zrobiła to czego ja nie potrafię. Załamana wzięła nóż i ... ma teraz problemy z ręką. Czeka ją leczenie. Ale ciesze się, że powiedziała nam o tym i że w ostatniej chwili pomyślała o nas powstrzymała się od pocięcia drugiej ręki. Każdy z grupy ma problemy, teraz wiem, ze mogę liczyć na nich i że mnie nie wyśmieją.
To jednak nie zmienia faktu, ze czuję wielka pustkę Nie potrafię być szczęśliwa. Niedziela dla mnie nie istniała, prawie całą przespałam. Dzisiaj w pracy jest nudno, powiedziałam już, ze nie będę wykonywać pracy od kierownika.
Zaczynam zastanawiać się czy wyjazd do B. na cztery dni jest dobrym pomysłem, mam wątpliwości czy jestem im potrzebna czy będę znowu tylko zawadzać.
Potrzebuje zmian i to natychmiast.



2012/04/20

Gdzie ta burza?

Zapowiadana była na wczoraj burza. Nic nie było. Dzisiaj też ma być. Pogoda na to nie wskazuje. Ale tak na prawdę czekam na burzę w moim życiu. Potrzebuję się wyładować, żeby móc cieszyć się lepszym powietrzem.
Znowu zbierają się problemy, kiedy już myślę, że się 'zresetuję' okazuje się, ze to fałszywy alarm. Duszę to wszystko w sobie. Jeszcze trochę i pęknę jak bańka mydlana.
Wczoraj był dziwny dzień. Nie byłam ani smutna ani wesoła. Miałam dobry humor. Wszyscy byli zmęczeni, zdenerwowani i nic mi się nie chciało, a ja nic, po prostu miałam dobry humor.
Praca jakoś przeleciała, na japońskim było mało osób, ale było zabawnie. Jedne co mnie zdenerwowało to fakt, że jak próbuję wybić sobie z głowy Pana A to wszystko się mści na mnie. Wczoraj doszedł do wniosku, ze usiądzie obok mnie. I jak mam nie patrzeć w jego stronę? Nie rozmawiać z nim? Starałam się.
Od jakiegoś czasu na przywitanie ze znajomymi nie przytulam się, nie zawsze, ale po prosto przestałam. Jak ktoś będzie chciał to mnie przytuli, ale nie odwzajemnię tego. Tylko jeszcze w przypadku Pana A mi się nie udało odmówić. Beznadziejny przypadek pseudo zauroczenia, bo miłością tego nie nazwę. Nigdy.
Tradycyjnie poszliśmy do B. gdzie siedzieliśmy w skromnym gronie. Pierwszy raz od jakiegoś czasu poszła z nami K. i się zaczęło. Jak później przyszedł Ł. to razem w trójkę żartowali sobie, ale przecież nie mogłam się wcisnąć między nimi bo od razu zauważyliby coś.
Nie chcę się tak więcej czuć. Nie chcę więcej przez to przechodzić.
Wyobrażam sobie za wiele. Wczoraj pomyślałam znowu, ze jestem tylko dekoracją, dodatkiem, nikim ważnym, niepotrzebnym człowiekiem.
A na koniec dnia usłyszałam dobijającą informację. Okazało się, że matka miała przechodzony zawał, czyli nawet o tym nie wiedziała. Dopiero badania wykazały pewną nieprawidłowość. I też będzie musiała iść do szpitala? Wystarczy już fakt, ze ojciec jest w szpitalu, nie wiadomo czy będzie widzieć na jedno oko, a teraz matka ma problemy z sercem.
Dlatego ja nie pójdę do lekarza bo jeszcze dowiem się czegoś dobijającego.




2012/04/18

Mały romans z nożyczkami

Od jakiegoś czasu bawię się z nożyczkami. Przez to ucierpiały moje nadgarstki. Nie wiem czemu ale dzisiaj miałam nawet dobry humor. I doszła mnie taka myśl. A co jeżeli nie przeszło mi po ostatnim załamaniu? Ostatni porządny atak paniki, strachu przed życiem itp. miałam może półtorej miesiąca temu. Potem przewijały się drobne epizody. Następowała krótka poprawa i znowu zabawa zaczynała się od początku. Nawet sytuacja sprzed półtorej tygodnia nie była punktem kulminacyjnym w moich napadach. A to jest źle, siedzi to wszystko we mnie i zaczynam się bać. Tak, boję się, że w trakcie kolejnego ataku zrobię komuś krzywdę, albo skończę ze sobą. Co byłoby dziwne bo do tej pory mi jeszcze się nie udało, a próbowałam. Ucierpiał na tym żołądek i nie wiem co jeszcze bo do lekarza nie pójdę. Wracając do nożyczek, raz na tydzień drapię się nimi do zdarcia skóry. Już parę osób cię pytało co mi jest, ale jeszcze za wcześnie żeby im cokolwiek powiedzieć, nie po ostatnim. Nie wiem jak długo to potrwa, może mi się znudzi i to porzucę albo zabiorę się za coś bardziej ostrego.






I najlepsze hasło znajomej które ostatnio usłyszałam:

"TY NIE MASZ ŻYCIA" 


2012/04/17

zagubiona

Pogubiłam się już we wszystkim. Nie wiem co mam myśleć, jak mam reagować na niektóre sprawy. Źle się czuję, i wiem o tym, ale nie potrafię tego zmienić. Raz chce jechać do B. a raz myślę, ze to nie ma sensu. Raz jestem smutna, że on nie pojechał z nami w sobotę a raz się cieszę, że mnie nie zobaczył w tym stanie w jakim byłam. Raz mam ochotę przywalić znajomym a po chwili myślę, że  dobrze by było się jednak spotkać w sobotę.

Co mam zrobić?

Już nie wiem.




2012/04/16

Jedna wielka niechęć

Nic mi się nie chce. Siedzę w pracy nie odzywam się do ludzi. Na fb znajomi mnie na zmianę tylko denerwują lub dołują. Co mam zrobić? Zacząć chodzić z wielkim transparentem z wypisanymi problemami na nim żeby zrozumieli? Jeszcze ta impreza co ma być w sobotę. Na prawdę nie mam ochoty na niej się pojawić. Znowu będę siedzieć i tylko ich obserwować, a oni mnie ignorować. Nie dziękuję. Nie mam ochoty siedzieć gdzieś na imprezie wiedząc, że ojciec jest znowu w szpitalu, ze za niedługo możemy stracić dom jeżeli nie sprzedamy ogródka, że dla niektórych jestem tylko dodatkiem, tak zwaną 'brzydką koleżanką na tle której ta druga wygląda zjawiskowo'. Już to widzę z planowanego od zeszłych wakacji wyjazdu do B. - wsi bez internetu nic nie wyjdzie, przynajmniej dla mnie, bo już mnie wykreślili. Może to i dobrze, przecież nie chcę wchodzić w drogę S. i Y., bo jeszcze popsuję im zabawę moją obecnością.
Oni nie potrzebują mnie a ja nie potrzebuję ich.




2012/04/15

Pustka

Czuję się całkowicie pusta. Wczoraj świetnie się bawiłam. Według niektórych na pewno przesadziłam. Ja tak nie uważam. Po prostu się bawiłam, raz na jakiś czas można. Żałuję tylko jednej rzeczy, jak tańczyłam w pewnym momencie źle stanęłam na lewą stopę i coś mi strzeliło. Do teraz mnie boli, mam problemy z chodzeniem, bo to dziwnie wygląda. Ale mam to gdzieś, nie pójdę do lekarza. A pustkę odczuwam po tym jak się niektórzy zachowywali w stosunku do mnie a jak w stosunku do O. - dwa różne światy, można by powiedzieć. Tak zazdroszczę jej, zazdroszczę wszystkiego i źle się z tym czuję.

Jestem nikim, powietrzem, nie jestem ludziom potrzebna i ja też nikogo nie potrzebuję.

2012/04/14

Piątek 13-tego

Już nie wiem co mam myśleć. Ten dzień był dziwny. Wstałam rano i nie odczuwałam, ze będzie to jakiś szczególnie inny dzień. W pracy mnie bardzo zdenerwowali. Nie odzywałam się do nich przez 7 godzin. A co nie będę się męczyć z bandą debili. Po pracy szukałam akcesorii do przebrania pirata. I niestety nie znalazłam. Nie ma pistoletu, szabli, paska. Nie ma po prostu nic. Dlatego moje przebranie na sobotę będzie skromnie i bardziej będę przypominała skrzyżowanie cyganki z nie wiadomo czym. Trudno. Na japońskim znowu musiałam tłumaczyć. Jakoś to przeżyłam. Nawet robiliśmy proste rzeczy i nie musiałam za bardzo myśleć. I się cieszę bo tylko raz spojrzałam w jego stronę, przez półtorej godziny tylko raz się obróciłam. I myślałam,że będzie dobrze. Tu się myliłam. Potem poszliśmy do B. i oczywiście zaczęliśmy od piwa. To teraz jestem w szoku, kobieta w barze, która widzi mnie dwa razy w tygodniu od ponad trzech miesięcy poprosiła mnie o dowód. To był mój trzeci raz w życiu kiedy ktoś poprosił mnie o dowód. Dwa poprzednie były jak chciałam kupić totka. No i fajnie się siedziało skromną grupką. Z trzech osób zrobiło się osiem. Siedzieliśmy do 22 i dawno się tak nie uśmiałam. Zabawnie się pisze wiadomości, ogólnie załatwia transport na następny dzień po dwóch piwach, zdziwiłam się bo wszytko było czytelne, czyli nie było tak źle.I może on pojedzie dzisiaj z nami do K. na imprezę w stylu piratów, zaczął się wahać. A jeszcze lepsze jest to, że się waha czy nie pojechać w maju z nami do B. - dziury zabitej dechami bez internetu. Ten wyjazd zależy tylko i wyłącznie od tego czy damy radę załatwić samochód. I ciekawie by było gdyby on pojechał. Ale wczoraj zdałam sobie sprawę, że jak ten wyjazd wypali to pojadę ja i czterech facetów, na pięć dni picia. Bo jeszcze jedna dziewczyna miała jechać, ale jak się ostatnio zapytała ile to będzie kosztowało, to wiem, że już nie pojedzie. Nie wiem jak to będzie. Zaczynam się tego bać.
Teraz idę posprzątać a potem przygotować strój piratki i na 16:30 planowany wyjazd. Powrót w niedzielę nad ranem. Mam zamiar dobrze się bawić i zapomnieć o paru sprawach.




2012/04/12

Dziwny dzień z deszczem w roli głównej

Tak to był dziwny dzień. Rano byłam szczęśliwa, aż do czasu jak mnie porządnie wnerwili w pracy. Już myślałam, że zacznę okładać innych klawiaturą. Potem poszłam szybko na japoński. Martwiłam się co będzie z moim kochanym laptopem. Znajomy go tylko załączył i zaczął działać, nie dziwię się. Ale to mnie ucieszyło. Na japońskim było nawet ciekawie, tylko dwa razy spojrzałam w jego stronę i nie musiałam tłumaczyć. No i K. spytała się mnie co robiłam z ręką. Co miałam jej powiedzieć, że jak już nikogo oprócz mnie nie ma w pracy to biorę nożyczki i zaczynam się drapać? Pomachałam jej tylko z uśmiechem, że to nic takiego i temat zakończony. Ale teraz nie wyglądają one tak strasznie, zdrapałam strupy i z daleka nie widać. A najgorsze jest to, ze mnie to nadal bawi.

Po japońskim strasznie zaczęło padać, po prostu cudownie. Nic nie mam do takiej pogody, ale jak się wejdzie do głębokiej kałuży w balerinach, które się rozciągnęły może być to trochę dziwne uczucie. Ale lubię deszcz i to bardzo. Kocham ten dźwięk i widok za oknem.

I nikt nie zauważył, że robiłam coś z włosami, a mam teraz kolor odświeżony szamponetką. Są bardziej rude. I to mnie cieszy.



2012/04/11

Małe przyjemności

Jakoś dziwnie się dzisiaj czuję. Wstałam i miałam dobry humor. Cieszyło mnie wszystko, to ze słońce świeci, to że mam bałagan w pokoju i w życiu. Aż chciało mi się iść dzisiaj do pracy. I nadal czuję, ze rozpiera mnie radość. Przeraża mnie to.

Kiedy jestem smutna na poprawę samopoczucia dawkuję sobie porcjami 'małe przyjemności'. Są to rzeczy, przedmioty, które czasowo sprawiają, że czuję się szczęśliwa. Jedną z takich rzeczy jest właśnie maszyna do szycia, którą kupiłam wczoraj. Nie jest ona super wielkim sprzętem, nie kosztowała dużo (tylko 40 zł). Nowa nie używana 'plastikowa'. Tyle się nasłuchałam, ze dla początkujących jest lepiej kupić starego łucznika i teraz jak tak patrzę to nie ma dla mnie wielkiego znaczenia na czym zacznę przygodę z szyciem. Przynajmniej już nie będę musiała szyć wszystkiego ręcznie jak do tej pory się to odbywało. Prawdę mówiąc mam starego Łucznika kl. 86 i nie wiem co z tą maszyna zrobić, bo nie działa. Przegląd, naprawa i zmiana na elektryczną będzie kosztować 300-400 zł. Teraz stoi to i się kurzy.
 Jeszcze prostszą sprawą jest kupno czegoś słodkiego, zawsze poprawi humor. W ekstremalnych sytuacjach potrafię całą puszkę masy krówkowej zjeść sama. Chociaż teraz się ograniczam.
Dla mnie prowadzenie bloga też można podciągnąć pod 'małe przyjemności'. Pisanie poprawia mi humor. Nie duszę już wszystkiego w sobie. I jest to też dla mnie forma panowania nad sobą, wprowadzenia systematyczności. Dlatego wiem, że jeżeli przestanę prowadzić bloga będzie to dla mnie porażką, końcem. A tego jeszcze nie chcę.




2012/04/10

Szare dni pomiędzy

Znowu dopadły mnie szare dni. Jest to czas pomiędzy jednym atakiem a drugim, czas, kiedy jest w miarę spokojnie. Nie czuję wielkiej radości ale też nie odczuwam smutku. W tedy wiem, że nie żyję tylko jestem, sama ze sobą. Nie wyobrażam sobie jak zawsze zbyt wiele, nie wmawiam sobie różnych rzeczy. Są to zwykłe dni, w których wracam do czytania książek i słuchania starej muzyki. Nie jest to dla mnie szczęśliwy czas, bo wiem, że może jutro może za tydzień znowu wybuchnę. Znowu będę płakać przed snem bez powodu jak nikt nie widzi i będę miała dziwne myśli. Garść tabletek wyda mi się taka wspaniała, a popicie jej całą butelką wina będzie świetnym pomysłem. Znowu zacznę rozdrapywać nadgarstki, albo wymyśle coś innego. A na pytanie co się stało odpowiem NIC. Bo taka jest prawda, zawsze nic. Inni nie potrafią zrozumieć, że tak zwane moje 'humorki' są wynikiem jednego wielkiego nic w moim życiu. Staram się nie wchodzić na fb bo znowu pogłębię swojego doła. Już się nawet z tym nie kryję, w żartach mówię jak słyszę, że jak ktoś ma doła to ja mam rów Mariański. Się przyzwyczaiłam, że nikt na to nie zareaguje, nie znajdzie się osoba, która weźmie mnie za rękę i nie przestanie męczyć tak długo aż nie powiem co naprawdę się dzieje.

Nawet najmniejsze wydarzenia sprawiają, że mam dosyć. Wystarczy, że przeczytam coś, zobaczę jedno zdjęcie i do niego dołączony komentarz i już mi się chce płakać i przestać istnieć.
Ostatnio była mała afera o braku zaufania w grupie. A teraz głupia weszłam na fb i co widzę, wszyscy zachowują się jakby tego nie było, jakby mnie nie było. Siostra spotkała się przez święta z S. i jak zwykle dowiedziałam się jako ostatnia. Świetnie się bawiły i jestem pewna, że znowu 'najeżdżały' na mnie. Zastanawiam się czy któraś znowu czegoś nie wypaplała. Ta myśl będzie mnie prześladowała przez dłuższy czas.
Szare dni to czas w którym zbieram wszystkie negatywne myśli. Szare dni to niebezpieczny czas. Szare dni to najgorszy czas.


2012/04/08

Cudowne Święta Wielkanocne

Nic tylko się złamać. Trzy dni siedzenia w domu i nic nie robienia. W sumie to byłoby cudownie, gdyby nie jeden mały szczegół mój kochany laptop się zbuntował i nie chce się załączyć. Chciałam sobie pograć w sobotę wieczorem, ale jak go próbowałam uruchomić ze stanu hibernacji to on powiedział, że nic z tego. Wyskakuje błąd i obawiam się, że poszedł system. Nie martwię się faktem, że trzeba będzie re instalować wszystko, przeraża mnie to, że mogę stracić dane zapisane na laptopie. Do czwartku jestem zmuszona do męczenia się ze starym dziesięcioletnim komputerze gdzie prawdopodobnie płyta główna siada i bardzo powoli pracuje. Dopiero w czwartek znajomy sprawdzi co się tam przestawiło. I co ja mam zrobić? Nie mogę sobie niczego obejrzeć ani przeczytać, muszę także uważać na jakie strony wchodzę, bo staruszek się zaczyna tnąć. Już myślałam, że bardziej emującego komputera od mojego w pracy nie można mieć, ale się myliłam.
I tym oto sposobem udowodniłam, że mam cudowne ręce i zepsuję prędzej czy później każdy komputer.


Na poprawienie humoru upadek zupy





2012/04/07

Przyjaciel

Jest wiele rzeczy, które mnie przerażają. Może dlatego, ze nigdy nie miałam okazji ich dobrze poznać. Jedną z tych rzeczy jest prawdziwa przyjaźń. Na prawdę nie wiem jak to jest mieć prawdziwego przyjaciela. Do tej pory zawsze cierpiałam przez fałszywość ludzi. Większość moich przyjaciół odkąd pamiętam po prostu znikała, odchodzili. Wszyscy rozwijali się i zawsze kończyło się tym, że mnie zostawiali. Przez to mam teraz małe problemy z nawiązywaniem kontaktów.
Czasami potrafię podejść do nieznanej mi osoby i zacząć normalnie z nią rozmawiać, a czasami jestem niewidzialna. Słabo zapadam ludziom w pamięci. Prawda jest taka, że zaczynają mnie kojarzyć dopiero po 7-8 spotkaniu. A to i tak nie jest jeszcze to.
W podstawówce poznałam dziewczynę, była moją pierwszą przyjaciółką, razem robiłyśmy dziwne głupstwa. Teraz przechodząc ulica ona nawet mnie nie widzi. Stałyśmy się obce. Ale nie ma się czego dziwić jak się okazało wiele przede mną ukrywała. Jak tak teraz o tym myślę to chyba nigdy nie myślała o mnie jak o przyjaciółce.
Potem poznałam S., dziewczynę od której wszystko się zaczęło psuć. Byłam szczera z nią a ona mi odpłaciła tym, że mój największy sekret wypaplała całej szkole. Chciałam przestać istnieć.
Z czasem o wszystkim człowiek zapomina, ale nie ja. Pamiętam wszystko. Chociaż teraz nie mam już ochoty jej przyłożyć w twarz, krzesłem. Dla mnie stała się szarym człowieczkiem, którego można minąć na ulicy.
Ale to co mi zrobiła boli nadal.
Przetrwałam te dwa lata gimnazjum dzięki dziewczynie kochającej tak samo jak ja koty. D. była tym czym ja chciałam być i rozumiałyśmy się bez słów. Ale z nią też nie wyszło. Reszta dziewczyn z klasy przeciągnęły ją na swoją stronę, różowych plastików. Zaczęłam zauważyć, że źle się działo między nami, ale chciałam dać jej czas. Potem usłyszałam, że naśladuję jej styl ubierania się, chociaż to ja miałam niektóre rzeczy przed nią. Ostatni raz z nie rozmawiałam to było na zakończeniu z gimnazjum. Standardowa formułka, jak z resztą klasy.
W liceum trafiłam do klasy ze starą znajomą z podstawówki, to dzięki niej się trochę zmieniłam i po roku klasa mnie zaakceptowała. Niektóre osoby stwierdziły nawet, że jestem do strawienia.
Ale to nie zmienia faktu, że się odizolowałam. Nie ufałam nikomu. Trzy lata zleciały i po maturze straciłam kontakt z ludźmi.
Pisałam SMS-y z jedną dziewczyną, teraz po tylu latach spotykamy się nadal, co pół roku, albo i rzadziej ale zawsze to jakaś odskocznia od tego co mam na co dzień.
Nie poszłam na studia, zrobiłam dwa bardzo różne kierunki na studium i znalazłam pracę. Niby wszystko w porządku, ale...Czuję pustkę, może dlatego, że nigdy nie potrafiłam stworzyć pożądanego związku.
Po ukończeniu liceum zaczęłam chodzić na zajęcia z języka japońskiego. Poznałam ciekawych ludzi. Z niektórymi nadal mam kontakt jako taki. Po paru latach przyszła nowa grupka, zżyliśmy się, teraz jest nas 15 osób w grupie, można by powiedzieć, że jesteśmy jak rodzina.
Po tylu latach zaczęłam się otwierać do ludzi, mówić coraz więcej o sobie i... znowu się załamałam.
Parę osób wbiło ni nóż w plecy. Już wiem jak się czół Cezar, gdy Brutus go zdradził. Powiedziałam trzem laskom z grupy coś i poprosiłam o milczenie, to było w styczniu. Stopniowo mówiłam pozostałym dziewczynom. Ale nie miały o tym nikomu nie mówić. To była osobista sprawa. Parę dni temu dowiedziałam się, że wszyci faceci z grupy już o tym wiedzą od dawna. I to był dla mnie koniec. Wściekłam się, użyłam może o parę wulgarnych słów za dużo, ale żadna się nie przyznała.
Podpytałam się 'siostry' bo to ona mi powiedziała prawdę. Wygadała się osoba, która najbardziej zapierała oraz osoba, którą przestałam podejrzewać, bo nie myślałam, że będąc tak głupią wygada się, chociaż tyle rzeczy już jej mówiłam i nie było problemu. Po prostu na jakiejś imprezie, kiedy mnie nie było zaczęły mnie obgadywać przy wszystkich. A trzecia dziewczyna też się wygadała, twierdzi, że przy tym byłam, ale mylą jej się dni. Całkowicie straciłam do nich zaufanie. Boję się, ze jeżeli powiem im coś to za chwilę będą wszyscy o tym wiedzieć. Myślałam, że w końcu znalazłam prawdziwe przyjaciółki, ale się myliłam, znowu. Nie wiem czy będę w stanie przebywać z nimi w jednym pomieszczenu i patrzeć im w oczy jak dawniej, czy będę mogła się z nimi śmiać jak kiedyś. A teraz maja pretensję, ze napisałam na fb, że nie przyjadę na następną imprezę, bo potrzebuję trochę czasu, zeby poukładać sobie życie. Wielka afera, dlaczego nie racze się pojawić a same nie chadza na imprezy grupy. Uważają, że znowu mam swoje humorki. Pomimo tego, że jestem jedną z dwóch najstarszych osób w grupę to nikt mnie nie słucha. Nawet nie zauważyliby mojego zniknięcia, mój brak by im nie przeszkadzał w świetnej zabawie. Zaczynam się przy nich dusić.
Potrzebuję zmian, oraz osoby, która była by w stanie wytłumaczyć na czym polega przyjaźń, bo najwyraźniej nie wiem. Odizolowałam się od wszystkich, przywykłam do bycia samą. Jedyne co potrzebuje to muzyka i słuchawki na uszach a ból można zignorować











2012/04/06

Szok

Jestem w szoku. Siedzę sobie w pracy, nie ma nikogo bo kierownictwo w delegacji, szefostwo na urlopie i myślę jak tu do 15 wytrzymać. Nagle dzwoni kierownik i mówi, że mogę wyjść 2 godziny wcześniej. Nie mogę w to nadal uwierzyć, najpierw premia przed świętami a teraz to. Co im się stało? I tak siedząc zostało mi pół godziny i masa roboty, której nie zrobię w tak krótkim czasie. Ale muszę przyznać miły prezent na święta. Może ktoś mi w końcu wyjaśnił,że pracownika należałoby traktować jak człowieka.

2012/04/05

Szczera rozmowa

Spotkałam się dzisiaj z dziewczyną, którą znam od października. Nie wiem czemu, ale od razu załapałam z nią kontakt, czuję, że mam z nią silną więź. Może dlatego, ze ma podobne problemy i na prawdę mamy ze sobą wiele wspólnego. Tylko, że jeszcze nie chciałam skakać przez okno i nie chodze na terapię. Jest dla mnie jak siostra. Podobnie myślimy i zżera nas podobny problem, brak zaufania, ale to temat na inny post. Ostatnio dowiedziałam się czegoś nieprzyjemnego, zdradziły mnie moje przyjaciółki. Było na prawe źle ze mną, myślałam czy może nie pozbierać znowu wszystkich tabletek z domu, ale muszę pamiętać, ze to nie działa na mnie. Ucierpiały na tym moje nadgarstki. Nie, nie tnę się. Jeszcze. Ale jestem bliska całkowitego załamanie, a w tedy już nie będzie odwrotu. Na razie tylko się drapię po nadgarstkach czym popadnie. Nożyczki, ręcznik papierowy lub zwykły, albo i same paznokcie. W zeszłym tygodniu przypominało to wysypkę, dzisiaj już bez problemu mogłam zedrzeć naskórek. Szczypie okropnie, ale dzięki temu wiem, że jeszcze żyję. I dzięki dzisiejszej rozmowie z 'siostrą' czuję się trochę lepiej. 

Miałam dzisiaj nie iść na japoński, ale znowu zmieniłam zdanie, znowu musiałam tłumaczyć. Było nawet zabawnie, ale nie potrafiłam powstrzymać się od spoglądania bez przerwy w jedną stronę. Jak mam sobie dać spokój z głupim zauroczeniem, które nie ma szans przerodzić się w miłość? Dlaczego znowu mam cierpieć? Ale po zajęciach poszliśmy do B. ( nie podam nazwy) i miałam, się ograniczać a znowu kupiłam piwo. I się zaczęło. Świetnie spędziłam czas z ludźmi z japońca. Siedzieliśmy i gadaliśmy o pracy, samochodach, wspominaliśmy szkołę, a on mnie słuchał. Już czułam, ze jakiś kontakt łapiemy, ale jutro albo za tydzień będzie tak samo jak wcześniej, po prostu mnie oleje. Nie chcę sobie robić nadziei. Zbyt wiele razy się sparzyłam.




Jak maszyna

Ostatnio lubię mówić o sobie jak o maszynie. Zauważyłam, że wstaję codziennie o tej samej godzinie, jem zawsze to samo na śniadanie i jadę tym samym autobusem do pracy, gdzie siedzę osiem godzin automatycznie przekładam papiery. Przez ten czas nie myślę, no bo po co, nie muszę. Do domu wracam tym samym autobusem, jem pseudo obiad i wychodzę z psem na spacer. Spacer to jest jedyne urozmaicenie, jak mam dobry humor to pójdę dłuższą trasą, zawsze mogę coś zmienić, skręcić w inną uliczkę. A moja włochata beczułka uwielbia długie spacery. Po spacerze siedzę przed laptopem, słuchając muzyki. Nie piszę ze znajomymi, nie rozmawiam z nikim przez telefon. Po prostu jestem ... I tak właśnie wygląda mój dzień, bez emocji, bez przyjaciół. Tylko ja i moje ciemne myśli.




2012/04/04

Początek

Chyba zwariowałam do reszty, założyłam bloga. Zupa mi się już przejadła po pół roku używania, potrzebuję odmiany. Będę pisać o wszystkim i o niczym, mogę trochę przynudzać lub zadziwiać moim tokiem rozumowania. Myślę, że będzie ciekawie. Zobaczymy ile wytrzymam...

Piosenka dnia