2017/02/25

Tajemnicze pudełka i liczba dnia 300

To jest wpis numer 300. No cóż. Nie pomyślałabym, że tyle tego wyjdzie. Yey...

To małe truskawkowe coś było dobre.
To duże tez...


Koniec tego świętowania, przejdźmy do ważniejszych spraw.
Nie, nie to. To zaległe, bo przecież musiałam iść do pracy. Były zapychające, nadal mam dwa w lodówce i nie wiem co z nimi zrobić.
Prawdę mówiąc z okazji tego wpisu chciałam pokazać mój pokój, ale z powodu lekkiego (wiecznego) bałaganu ograniczę się do jego części.
Nie to zdjęcie.
To też nie. Mogłabym w końcu kupić nowy klosz do lampy i poukładać mangi.
 Znowu nie to zdjęcie. Chociaż o zawartości tych walizek też wypadałyby napisać. 


O to chodziło. Moje tajemnicze, wręcz magiczne pudełka. Przyznam się że nie pamiętam co w nich siedzi. Dzisiaj wyjątkowo postanowiłam ja przejrzeć i poukładać żeby zmieściło się w nich więcej. Pomijając moje różdżki(te niebieskie) i kolekcje znajdujące się poniżej przejdźmy do sedna.
Sówka się nie zmieściła i pilnuje wszystkich pudełek.

W kartonie nr 1 nic takiego
Stary aparat, moja kochana choinka i parę innych:
Srebrne łyżeczki
Pojemnik bentou, który dostałam od japonki
 I kolejny pojemnik

 Ulubiony termo-kubek
 Kiedyś miał takie kwiatki na całej powierzchni.
Pudełko nr 2
A w nim więcej pojemników, stara skarbonka, pudełko po puzzlach które dostałam na urodziny. Są poukładane, tylko nie pamiętam gdzie je schowałam. Jest jeszcze bardziej tajemnicza torebka pełna
Następne pudełko, nr 3

Jest dosyć ciężkie, pełne (dla mnie) cennych skorup.


Pudełko nr 4 zawiera moje materiały z języka japońskiego.
Jest to jeszcze ciężki temat więc nie będzie zdjęcia zawartości.
W pudełku nr 5
Znalazłam moje porcelanowe lalki (kilku mniejszych pudełkach)
A w ostatnim
Wszystkie pozostałe figurki i inne porcelanowe pierdółki czekające na poukładanie (co raczej nie nastąpi z braku miejsca).

Na dzisiaj chyba wystarczy.

2017/02/20

Dwa dni a dwa tygodnie

Potwierdziły się moje przypuszczenia. Z przyczyn niezależnych ode mnie mój urlop z dwóch tygodni skurczył się do małych dwóch dni.
Czy mi smutno? Szczerze, to nie. Nie miałam wielkich planów więc dużo nie tracę. No i jest możliwość że będę mogła wykorzystać urlop w terminie kiedy będę chciała.

To jakie mam plany na dzisiaj? 

Narobiłam sobie mini naleśników, zaparzyłam duży kubek herbaty i idę czytać.


Gdyby ktoś chciał wiedzieć to powinny być dorayaki. Nie chciało mi się szukać dokładnego przepisu na nie więc przygotowałam zwykłe ciasto na naleśniki i zamiast cukru dodałam miód. Smażyłam jak zawsze tylko w rozmiarach miniaturowych. Nadzienie, pastę anko, zrobiłam z czerwonej fasoli z odrobiną cukru pudru. Wszystko zmiksowałam na papkę i gotowe. Daleko im do tych japońskich, ale i tak są smaczne.

2017/02/19

O włosach słów kilka

Okropna ze mnie włosomaniaczka. Zapuściłam się. W złym tego znaczeniu.
Od nie pamiętam kiedy nie mówiłam o moich włosach. I nie chodzi tu o jakieś jedno cz dwa zdania stwierdzające, że są takie czy siakie pod koniec lub przypadkowo umieszczone w wpisie w formie zapychacza miejsca.
Dawno nie używałam odżywki do włosów poza jakąś mgiełką na lepsze rozczesywanie raz na jakiś czas. A suchym szamponem katuję swoją grzywkę przy każdej nadarzającej się okazji. Już nie wspomnę kiedy zrobiłam ich zdjęcie, nie takie byle jakie na szybko. Nawet nie wiem ile mają cm.
To ostatnie mogę od razu zmienić. Teraz sprawdziłam i najdłuższe końcówki maja prawie 61 centymetrów. Nie wyglądają źle, ale przydałoby im się lekkie przycięcie. Nie nie takie jak ostatnio ponad 20 cm, chociaż ta opcja tez kusi.

Przyznaję się do porzucenia moich włosów na pastwę wiatru, złej wody, nieodpowiedniego szamponu i wszystkich tych okropności czyhających na co dzień.

Jestem winna.

I co teraz?

Na początek zdjęcie.


Jedno nie wystarczy. Robione starym aparatem, jak zawsze jakość nie powala.

Krok kolejny. Drożdże. Postanowiłam wrócić do początków, kiedy to parę lat temu pierwsze kroki jako włosomaniaczka zaczynałam pijąc drożdże. Smak mi nie przeszkadza.

Muszę też wrócić do odżywek.

To tyle na teraz.

2017/02/18

Językowo

Tak się zastanawiam. Teraz, kiedy mam dużo wolnego czasu muszę znaleźć sobie nowe zajęcie.
Jakby ktoś nie wiedział, w brutalny sposób parę miesięcy temu wbrew własnej woli przerwałam moje wieloletnie uczęszczanie na zajęcia z języka japońskiego. Zawaliło mi się całe życie(znowu), odwróciłam się od znajomych (czy może to oni się ode mnie odwrócili?), podupadłam na zdrowiu (a to można jeszcze bardziej?), rzuciłam się w wir wydawania resztek pieniędzy na lewo i prawo (mangi, kimona no i czekam na trochę dużo przesyłek z dalekiego kraju z tanią... a nie powiem, poczekam aż dotrze) bla bla bla i takie tam.
Czyli u mnie po staremu, można by powiedzieć.

Powoli przechodzi ból związany z utratą zajęć, inaczej podchodzę do samego języka i może wkrótce się ogarnę na tyle żeby sama uczyć się go od początku, tak jak trzeba.
Ale to nie wszystko. Kiełkuje we mnie chęć nauki kolejnego języka. Nie cierpię siebie za nagłe przypływy chęci robienia wielu rzeczy na raz a za chwilę nie ruszę jednej trzeciej z tego.

2017/02/17

Dzień kota

Dzisiaj z okazji dnia kota postanowiłam powspominać moje koty, które kiedyś miały okazje mieszkać ze mną.

Wolę myśleć, że znalazły sobie lepszy dom.
Najstarszy z nich miał prawie 18 lat(nie jestem do końca pewna bo zawsze była ze mną). Co ciekawe w wieku 15 lat ją potrąciło auto i wszyscy myśleli że to jej koniec a rok później wyskoczyła z piątką małych, miauczących, włochatych kuleczek. W ostatnim roku kiedy ją widziałam przeżywała swoją piątą młodość i skakała po każdym możliwym drzewie jak szalona.












Niestety większość zdjęć nie mam zapisanych na komputerze. Stare czasy, stary aparat i zabawa w wywoływanie zdjęć. Co nie zmienia faktu, że pamiętam o każdym kocie którym się zajmowałam.

P.S. Tak widzę swoją starość

2017/02/16

Moje małe zdobycze

Co mogę powiedzieć. Mam wolny dzień, słońce świeci, jest ciepło więc wybrałam się na zakupy.

Pierwsze myśl. Za jasno. Nie wiedziałam gdzie spojrzeć. Muszę przeprosić się z moimi okularami przeciwsłonecznymi.
W pierwszym sklepie kupiłam

 W kolejnym zobaczyłam


A w ostatnim było takie coś

Tak, wiem. Mam słabość do małych pojemników. Mam słabość do wszystkiego co małe, słodkie i tanie. Lubię zbierać różne dziwne rzeczy. Muszę je w końcu poukładać.

Parę dni temu kupiłam jeszcze takie oto 'miseczki/naczynka'?



To tyle na teraz. W sobotę się dowiem czy będę miała od poniedziałku aż dwa tygodnie urlopu czy w środę będę musiała iść do pracy. Tak szczerze to odpoczynek by się przydał ale może w terminie kiedy ja bym chciała skorzystać a nie narzucanym odgórnie.

Zapomniałabym. Z okazji Dnia Listonosza życzę wszystkim pracującym w tym zawodzie lekkich paczek, grubych wypłat i dużej cierpliwości do ludzi.

2017/02/11

Kolejna yukata

Coś tam wspominałam kiedyś tam o oszczędzaniu. Marudziłam też coś o tym jak to nie udaje mi się oszczędzać. Tym razem nie będzie inaczej.

Kolejny raz dorwałam w swoje łapki nową yukatę. Nawet ma metkę, więc nie noszona. I za taką cenę że prawie za darmo. Przyszła pocztą więc zdjęcie musi być.



Na co jeszcze wydaję pieniądze? Na małe i duże pierdółki, mangi i takie tam. Coś kiedyś więcej wspomnę na ten temat.

2017/02/10

Zawirowało

Nie pisałam wcześniej ponieważ miałam mały problem. Taaa.. Znowu. Cała jestem jednym wielkim problemem.
Wracając do głównego tematu. Przez ostatni tydzień kręciło mi się w głowie. Może tyle i aż tyle.
Cały czas czułam się jakbym za dużo wypiła pewnych trunków i wszystko wirowało. Najgorzej było jak się kładłam. Uczucie karuzeli. Nie przepadam za karuzelami. Przyłapałam się nawet parę razy na tym, że chodziłam zygzakiem. Wpadałam (częściej niż zwykle) na ściany, meble i wszystko w pobliżu mnie. Liczba siniaków drastycznie wzrosła. Każdy ruch głową potęgował to uczucie. Nie było to przyjemne.
Teraz zawroty ustały.

2017/02/03

Bliskie spotkania chodnikowe

Chodniki są twarde a spotkania z nimi bolesne.

Miałam dzisiaj tę przyjemność bliżej zapoznać się z chodnikiem kiedy rano próbowałam dotrzeć do pracy.

Ja rozumiem, że zima jest. Oczywiste jest, że jak w ciągu dnia lód/śnieg topnieje to w nocy zamarznie. Niestety nie dla wszystkich. Dzisiaj rano miejscami ta cienka, skubana warstwa lodu atakowała znienacka. W nielicznych miejscach, gdzie dzień wcześniej drogi były posypywane, można było normalnie przejść. W innych, gdzie nikt nie zadbał o to, było jedne wielkie lodowisko.
W połowie drogi, na idealnie gładkim lodzie, w wielkim stylu wylądowałam na chodniku, poobijałam sobie kolana i dłonie. Myślałam, że nie wstanę. Przeszła mi nawet przez głowę myśl żeby przeczołgać się przez ten lód ale w miarę blisko znajdował się słupek do którego się przytuliłam i dzięki któremu udało mi się wstać i powoli pokuśtykać do pracy.
Do teraz bolą mnie kolana a siniaki na długo będą przepiękne.

Uroki zimy.

Na koniec mój obiad.