2019/11/12

Cieszyn, trochę Ustroń i filmo

Na początku listopada udałam się do Cieszyna. Oczywiście podróż musiałam zacząć przystankiem po herbatkę i trochę smakołyków.

 
 

Dojechałam na miejsce bez większych przeszkód.


Mając trochę czasu przed zameldowaniem i korzystając z tego że było jeszcze jasno ruszyłam na miasto. Z rozpędu przeszłam tylko połowę miasta.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Szybko się zameldowałam i ruszyłam na poszukiwanie czegoś do zjedzenia. Trafiłam do przytulnej restauracji Winowajcy, powiem tylko jedno gorąco polecam. Jak będę następnym razem w Cieszynie będzie t mój obowiązkowy punkt.

 
 
 
 

Wieczorem jeszcze tylko film, coś do filmu

 
i padłam ze zmęczenia.
Następnego dnia  zaplanowaną trasą udałam się na miasto, w tę część której nie zobaczyłam poprzednio. Nawet udało mi się wejść na Wieżę Piastowską i do Rotundy św. Mikołaja.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Następnie udałam się do Czeskiego Cieszyna na małą kawę i deserek.


Po małym spacerku udałam się na obiad i tu wybór padł na sushi. Było bardzo dobre.

 
 
 
 
 
 
 

Następnie bardzo najedzona wybrałam się na kolejny spacer, tym razem po mostach, czyli mostem z polskiej strony na czeską, przejść się trochę czeską stroną i kolejnym mostem na polską stronę i znowu. Wieczorem udałam się na poszukiwanie tradycyjnej czeskiej kuchni. 

 
 

Zmęczona udałam się spać. Kolejnego dnia musiałam się już zbierać a że udało mi się zobaczyć wszystkie atrakcje poza browarem bo niestety był zamknięty w te dni kiedy byłam w mieście postanowiłam udać się do Ustronia na parę godzin. Odwiedziłam Leśny Park Niespodzianek, nie była to moja pierwsza wizyta ale podejścia do niektórych atrakcji inaczej zapamiętałam z ostatniego razu. Oczywiście zakupiłam torebkę ziarnami dla zwierząt za którą niektóre zwierzaki szalały, niejeden próbował wyrwać z ręki całą torebkę i ją zjeść, nawet samą papierową torebkę. 

 
 
 
 
 
 
 

 Następnie udałam się na późny obiad/kolację do Karczmy i Browar Wrzos. Jedzenie było przepyszne, piwo też, a porcje były w sam raz. 

 
 
 

Najedzona i szczęśliwa udałam się do domu.
Kolejnego dnia zrobiłam sobie mały maraton filmowy. Najpierw Joker, który na prawdę wciągał. Mała przerwa na sushi 

 

i potem Zombieland: Kulki w łeb, może miejscami był przewidywalny ale mi się podobał i całej sali zresztą też bo wszyscy się śmiali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz