2017/12/26

Moja wielka wyprawa, nie do końca tam gdzie chaiałam ale

Już tyle czasu minęło od mojego wyjazdu a ja jeszcze nic nie napisałam.
Wszytko zaczęło się od tego że w lipcu dostałam aż dwa tygodnie wolnego w pracy.
Z tego szczęścia postanowiłam wyruszyć za granicę. Pierwszy raz! Sama!
I tym oto sposobem 17 lipca o godzinie 17:30 wsiadłam do autokaru firmy Sindbad i ruszyliśmy.
Po około 20 minutach miałam przesiadkę w okolicach Gliwic. Czekałam tam około 30 minut na moją 'limuzynę'. Szkoda tylko że nie załapałam się na siedzenie przy oknie. Po drodze było kilka przystanków, zahaczyliśmy m.in. o Opole, Wrocław. Zaraz przed granicą był postój na ogromnej stacji benzynowej. Równo o północy padło na kontrolę i wyskakiwanie z dowodów. Coś próbowałam spać ale było ciężko bo w domu zostawiłam poduszkę kota w kształcie rogala. Już za granicą były może 2 albo trzy przystanki i w końcu o godzinie 8:30 rano dotarłam do Mainz. 
Nie byłam zmęczona, pojechaliśmy do mieszkania w Osthofen zostawić rzeczy a następnie na zakupy.
Na obiad było Karē raisu. Resztę dnia spędziłam na zwiedzaniu okolicy. A tam same winogrona, gdzie nie spojrzeć rosły same winogrona.
Następnego dnia pojechaliśmy do miasta smoków. Chodziliśmy przez cały dzień, trochę padało. Wędrowaliśmy po krętych dróżkach i robiłam strasznie dużo zdjęć(telefonem ziemniakiem). Wieczorem oglądaliśmy filmy. W czwartek udaliśmy się do dużego sklepu z zabawkami i do chińczyka gdzie podawali bardzo dobre jedzenie. Pogoda nie sprzyjała większej aktywności, deszcz robił swoje, więc ten dzień spędziliśmy w mieszkaniu oglądając filmy i grając w rzutki(chyba tylko raz przegrałam). 
Piątek i sobotę wyruszyliśmy na wyprawę do Paryża! o tym będzie w następnym poście.
W niedzielę po długich poszukiwaniach udaliśmy się na flohmarkt. Niestety, odwołali go albo gdzieś przenieśli. Musieliśmy coś wymyślić więc pojechaliśmy do mini zoo a następnie nad Ren. Lub na odwrót? Do wody nie wchodziłam ale paru pływało tam polaków co poznać było po słownictwie. W zoo znowu było dużo dzieci ale zwierzęta były bardzo słodkie.
Następnego dnia zwiedzaliśmy miasteczko obok i chodziliśmy w poszukiwaniu pamiątek.  
We wtorek padało więc cały dzień oglądaliśmy filmy. A w środę wielkie pakowanie, ostatni spacer po Osthofen i o 18:30 wyruszyłam do domu. W czwartek byłam po 10 rano w domu.
Mniej więcej tak wyglądała moja podróż. Poniżej będzie masa zdjęć, czasami wątpliwej jakości, chyba w losowej kolejności.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz