2019/06/22

Włoska przygoda IV

I to już ostatnia część mojego zwariowanego urlopu.

Wenecja
Mogę napisać tylko jedno, warto. Nie ważne czy z biurem podróży czy samemu bez większego planu, na prawdę warto. I jak się uważa to nie jest tak drogo. Na początku zaznaczę odpuściłam sobie gondole, tu jednak było mi szkoda na to pieniędzy. Wolałam przepłynąć Wielki Kanał jednym z vaporetto czyli tramwajem wodnym.

Wychodzi taniej a i jest to ciekawe przeżycie. Oczywiście lepiej wybrać te godziny kiedy mieszkańcy Wenecji nie muszą dojechać albo wrócić z pracy, turysta powinien szanować ludzi mieszkających w danym miejscu i nie działać im na nerwach, przynajmniej takie jest moje zdanie. Chodzenie czasami wąskimi uliczkami, które potrafią być bardzo podobne do siebie ma to coś.

Oczywiście moje reakcje na większość rzeczy była w stylu "Ten most wygląda bardzo podobnie do dwóch wcześniejszych, muszę zrobić mu zdjęcie". Warto zgubić się, skręcić w inną uliczkę i zobaczyć coś więcej niż tylko słynny Plac Świętego Marka.

 
Tradycyjnie odpuściłam sobie czekanie w kolejkach aby wejść do Bazyliki czy innych płatnych atrakcji. Ale pokusiłam się wjechać na Dzwonnicę św. Marka i widok był przepiękny.
Głównie jadłam kawałki pizzy dostępne w prawie każdej piekarni/sklepie. W pokoju miałam przygotowane przez właścicielkę sucharki, dżem i ekspres do kawy czyli wszystko co jest potrzebne do włoskiego śniadania. Raz udałam się do knajpki na włoski makaron. Jeden sklep z truflami w czekoladzie podbił moje serce. I polecam odwiedzić bar koktajlowy Frulalà.
Teraz tak sobie myślę, nie kupiłam prawdziwej weneckiej maski
i nie udałam się na żadną z wysp, Murano czy Burano, bo zabrakło czasu, to zostawiam na następny raz.

W Wenecji spędziłam w sumie dwa dni (tego trzeciego nie liczę) i dwie noce, pierwszego dnia po przyjeździe przed południem ze zmęczenia padłam i musiałam iść spać i dopiero po południu bliżej wieczora ruszyłam na zwiedzanie. Następnego dnia od rana cały czas na nogach, można powiedzieć że przeszłam prawie całą Wenecję albo większą jej część.

 
 
 
 
Kolejnego dnia z rana musiałam już ruszać dalej w trasę.
Mając trochę wolnych dni w zapasie urlop zakończyłam małym wypadem do jeszcze jednego miasta, troszkę bliżej Polski


Bratysława
 
 
 
W sumie to przyjechałam popołudniu, wieczorem pochodziłam po mieście, rano jeszcze się pokręciłam, nawiedziłam zoo, a raczej ogromną przestrzeń z zielenią i gdzieniegdzie jakimiś dzikimi zwierzętami. Już ledwo chodząc wpakowałam się do auta i udałam się do domu.

Podsumowując przez te parę dni strasznie dużo chodziłam, natrzaskałam dużo mało i jeszcze mniej wyraźnych zdjęć, próbowałam pysznych bardziej lub mniej włoskich dań i
przysmaków, żartuję wszystko mi smakowało, telefon zrobił mi psikusa z kartą pamięci i przede wszystkim dobrze się bawiłam. Następny urlop myślę że będzie spokojniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz