2012/06/07

Na krawędzi

Wczoraj chciałam się zabić. Znowu do jakiegoś czasu na prawdę chciałam to zrobić. Nie wiem co mnie powstrzymało, przecież nie mam już nic.
To był męczący dzień, w pracy co chwilę musiałam wysłuchiwać pierdół kierownika, po powrocie do domu musiałam umyć dwa okna, przykleić głupie symbole iść do sklepu i jeszcze z psem na spacer. Gdy wreszcie zrobiłam sobie pół godziny przerwy matka zaczęła się czepiać, że nic nie robię. Nie mogła chwilkę poczekać, chciałam odpocząć i potem jeszcze zostały naczynia do pozmywania. Ale zaczęła krzyczeć i zabrała się za zmywanie. Nie chciałam tego więcej słuchać więc poszłam do pokoju. Po chwili przyszła i darła się na mnie. Była na prawdę wściekła, gdybym nie zatarasowała drzwi to nie wiem czym by się to skończyło. Bałam się. Kopała w drzwi i biła w plastikową szybę w drzwiach. A ja tylko trzymałam szybę, żeby nie wypadła. Czułam wstrząsy za każdym razem gdy kopała.

Najlepiej zachował się brat w tym momencie. Powiedział parę słów, wiedząc że to nic nie daje poszedł sobie na komputer. Po prostu sobie poszedł.

Ale to jeszcze nie było najgorsze. To co usłyszałam z ust osoby, która mnie urodziła sprawiło, ze odechciało mi się wszystkiego. Momentalnie pomyślałam żeby najeść się jakiś tabletek, popić winem, podciąć sobie żyły albo udusić się szalikiem. Od tak sobie wykrzyczała, że mnie nienawidzi. Przez 40 minut jeszcze siedziałam przy drzwiach po tym jak poszła i nie potrafiłam się ruszyć. Płakałam ponad godzinę. Jak się trochę uspokoiłam wyszłam z pokoju pozbierać z podłogi moje wyprane ubranie które rozrzuciła. Później wróciła i powiedziała, że jak mi się tak bardzo nie podoba to mam się wynosić, a najlepiej by było gdyby mnie na następny dzień nie było. Znowu wybuchłam płaczem. Żałowałam, ze nie mam przy sobie butelki absyntu czy jakiegoś innego alkoholu.

Zabrałam ozdobny nożyk z mini zestawu dla samurajów i chciałam podciąć sobie żyły, doszłam do wniosku, że jednaj jest trochę tępy i nie przetnę tym nawet skóry więc jeździłam sobie po skórze ja wcześniej nożyczkami. Bardzo zapragnęłam tabletek, jakichkolwiek. Ale znalazłam tylko jedną przeciwbólową. Myślałam czy może by tu tak szalikiem się podusić ale wpadłam na lepszy pomysł. Napiłam się zmywacza do paznokci.
Zrobiłam mały łyk, zaczęło piec, czułam jak ta mała odrobina płynu przesuwa się po moim gardle w dół. Myślałam że zacznę kaszleć ale nie szybko złapałam za butelkę wody, sporo wypiłam. Przez parę minut dziwnie się czułam, takie palące uczucie w gardle miałam. Po 10 minutach zrobiłam drugi łyk. Tym razem nie było tak gładko. Płyn poszedł po całym języku i połowę odruchowo wyplułam. Nawet przepłukanie gardła sporą ilością wody nie potrafiło pozbyć się goryczy. Było mi wszystko jedno. Zasnęłam szybko, nawet nie wiem kiedy, czułam tylko pieczenie w gardle i opuchnięte oczy od płaczu.
Obudził mnie straszny ból głowy, nie portafiłam się ruszyć. Przeleżałam trzy godziny, potem ubrałam się i zeszłąm do kuchni, wszyscy poszli do kościoła więc nie było nikogo. Otworzyłam szufladę z lekami i zabrałam pierwsze lepsze opakowanie, w sumie wyciągnęłam dziewięć różnych tabletek i połknęłam.
Zrobiłam sobie śniadanie i znowu rozdrapałam sobie jeden nadgarstek. Pozmywałam naczynia, pozamiatałam i wytarłam podłogi. Umyłam łazienkę i sień. Jak przyszła to nic do mnie nie mówiła. Nie zwróciła uwagi na to ze jest posprzątane. Według niej zawsze wszystko robię źle.

Jak tak mnie nienawidzi to dlaczego mnie urodziła? Dlaczego mnie nie oddała do adopcji albo się mnie nie pozbyła?

Od wczoraj paraliż mięśni nie chce ustąpić. Cały czas czuję osłabienie, ręce mi drżą. Dziwnie się czuję. Pójdę z psem na bardzo długi spacer, może już nie wrócę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz